23.11.2013

Hej, od Rzeszowa jadę!


Parę minut po 22:00 Hanka w końcu zasnęła. Już się martwiłam, że dzisiaj w ogóle nie zaśnie. Chyba kolejne zęby jej wychodzą i stąd takie problemy z zaśnięciem. Do dolnych jedynek dołączają powolutku górne zęby. Napiszę tylko kilka słów o wczorajszym wyjeździe do Rzeszowa i spadam, bo padam ;).



Przenieśliśmy fotelik Córki na tył. Do tej pory prawie za każdym razem jeździłyśmy z przodu, obok mojego M, bo chciałam mieć go pod ręką, w razie gdybym chciała na postoju wyjść np. do WC. Ale ostatnio doszliśmy do wniosku, że i mi i Hance wygodniej jednak będzie na tyle. Zajęłyśmy miejsce na lewym tylnym kole. 


Mieliśmy trochę stracha jak Haniutek zniesie podróż do Rzeszowa po dość długiej przerwie od ostatniego wyjazdu z zespołem. Niepotrzebnie się martwiliśmy. Podróż trwała jakieś 3,5 godziny, bo po drodze trafiliśmy na okropny korek. Przez prawie połowę drogi Młoda spała. Do momentu zaśnięcia trochę marudziła, ale po nakarmieniu i ululaniu zasnęła smacznie. 


Na miejscu byliśmy przed 18:00. Dostaliśmy małe biuro jako garderobę i musieliśmy się pomieścić w nim wszyscy - 8 osób. Było ciasno i ciepło. Biuro bez okna i jakiejkolwiek wentylacji. Nie powiem, było ciężko. Ale daliśmy radę, jak zawsze. Zgodnie z programem nasz występ planowano około godziny 20:40, więc mieliśmy trochę czasu, żeby się przygotować, rozegrać, rozśpiewać, przebrać, podmalować. Zrobiłam bardzo mało zdjęć po pierwsze dlatego, że na głowie miałam Córę, trochę stresowałam się koncertem, bo postanowiliśmy, że wykonamy po raz pierwszy aż DWA nowe numery,  a poza tym był z nami Dominik Peh z lubiefotografie.pl i trochę się krępowałam w ogóle wyciągać aparat. Przy takim fachowcu miałam po prostu tremę... 

Koncert poszedł nam w sumie ok. Najlepiej, paradoksalnie, poszły nam najnowsze numery! 

Mój M jak zawsze bez problemu poradził sobie z Hanką. Ale tym razem już nie woził jej w wózku pod sceną, bo koncert odbywał się na sali kinowej Kina "Zorza" i tym razem, po raz pierwszy Córa siedziała na widowni, w pierwszym rzędzie i przeżywała muzę! 

Było to dla mnie wyjątkowo wzruszające, że mogę wśród publiczności oglądać własną córeczkę!  Nie mogłam na nią patrzeć, bo kompletnie się rozklejałam na jej widok. Żeby się całkiem "nie wyłożyć" musiałam się skupić i w ogóle nie spoglądać w miejsce gdzie siedziała. Co jakiś czas dobiegał mnie jej "śpiew" i kątem oka widziałam jak harcuje na kolanach u tatusia.

Podczas koncertu Dominik zrobił nam kilka zdjęć, które mam nadzieję dodam do tego posta jak je udostępni. W busie przeprowadził nam przyśpieszony kurs fotografii i miałam okazję przypomnieć sobie wiadomości z warsztatów [KLIK].

Po koncercie złożyliśmy "graty", Hania dostała porcję cycusia i świeżą pieluszkę. W drodze powrotnej spała pięknie do samej Chatki Żaka. 



2 komentarze:

Unknown pisze...

To dzielnie Hania zniosła podróż. Podziwiam Was. A tak w ogóle to nie wiedziałam, że Wy śpiewacie w zespole???

Violianka pisze...

My, to znaczy ja, mój M jest kierowcą. A zespół to Orkiestra św. Mikołaja, i nawet gramy i śpiewamy! Pozdrawiam.