Dziś nie będzie tak lekko. Ale wkurzyłam się i zastosowałam blogo-terapię. Do rzeczy. Jakoś w ostatnich
dniach wybraliśmy się we trójkę na spacer. Udaliśmy się w kierunku
nowo powstającego osiedla przy ulicy Bluszczowej czy Cyprysowej... nie ważne.
Spacer nam się
średnio udał, nie mogliśmy niestety przebić się przez postawione wszędzie płoty
i płotki. Po co ktoś projektuje te wszystkie bariery? Dlaczego nie może być tak
jak na starszych osiedlach (np. LSM czy Kalina) gdzie między blokami można
swobodnie spacerować, są drzewa, trawniczki, ławeczki... Tutaj każdy blok
otoczony jest płotem. Oczywiście każdy z tych płotów jest inny - jeden ze
zwykłej siatki na słupkach metalowych inny bardziej ozdobny, z drutu, są
zielone, srebrne, czarne...
Nawet przyszła mi
do głowy taka myśl, że te płoty są po to, żeby nikt z obcego bloku nie
przyszedł pod nasze okna i nie nas*ał nam tam swoim psem, niech sobie s*a swoim psem pod swoimi oknami! To jedyne wytłumaczenie jakie udało mi się
znaleźć.
Niby mieszkamy na
końcu miasta, jest dużo naturalnej zieleni i ciekawych miejsc, o ukształtowaniu
terenu w stanie niezmienionym od lat, z okna w kuchni mojej mamy widać jeszcze
skrawki niezagospodarowanych pól w oddali, a jednak nie da się skorzystać z tej
całej przyrody. Po prostu nie można nigdzie dojść. O zajechaniu wózkiem z
zawartością dziecięcą to w ogóle nie ma co marzyć!
Tyle się mówi o
znieczulicy społecznej o zanikającej więzi między ludzkiej, o obojętności, o
wrogości... Ponoć zaledwie 13% społeczeńtwa wierzy w dobre intencje innych
ludzi. Smutne to i niestety zauważalne na każdym kroku. Ale jak ma się budować
wspólnota pomiędzy mieszkańcami, jak mają powstawać jakieś więzi sąsiedzkie w
takich warunkach? Kiedy odgradza się mieszkańców jednych od drugich jak
więźniów? Ktoś powie - „dla bezpieczeństwa”. Oj ja tego nie widzę. Co to dla
złodzieja taki płotek. Jak mają Cię okraść to i w strzeżonym blokowisku znajdą
sposób, przekupią ciecia, przetną siatkę...
I jeszcze kwestia estetyki. Na dość małej
przestrzeni zbudowano kilkanaście bloków, każdy inny. Od zgrabnych i
kameralnych szeregowców, przez 4 piętrowe kwadraciaki po wysokie kilkupiętrowce...
Gdzie tu jakaś logika, gdzie wizja? Bałagan, bałagan, chaos i zamęt.
A co ja się czepiam
jakichś płotków. Niech sobie stoją. Pewnie. Tylko, że teraz kiedy chcę pójść
spacerkiem, z wózeczkiem do koleżanki, która mieszka po drugiej stronie ulicy,
za pierwszym rzędem bloków, muszę iść na około, bo na przestrzał się nie da. A
jak bym chciała po 21:00 kupić puszkę Karmi w sklepiku Kropka po drugiej
stronie ulicy, to też muszę najpierw obejść ileś tam bloków, bo od ulicy
sklepik odgrodzono płotem. To ja już prędzej wsiądę w samochód i pojadę do tej
koleżanki, a w drodze powrotnej skoczę do reala.
8 komentarzy:
Dokładnie tak, dziś wszystko jest niby nowe i "z myślą o", a jakoś średnio to wychodzi w praktyce :)
Wiesz Tato, ja wiem z myślą o kim, a właściwie, o czym, o pieniądzu. Ma być tanio, szybko, ale nie koniecznie to jest przemyślane. Piękne tereny za oknem w domu mojego dzieciństwa, łąki, pagórki, ktoś na zawsze zniszczył, zepsuł, bez głowy. Smutno mi jak na to patrzę i przypominam sobie jak jako mała dziewczynka z koleżanką naiwnie wierzyłyśmy, że damy radę obronić nasze pola i nie pozwolimy na zabudowę... taa. Akurat!
też się wkurzyłam...
i coraz mniej chcę wracać... w Irlandii jest tak inaczej!
pzylećcie tutaj!
AR
Oj... ja teraz do pracy chodzę na piechotę, właśnie przez LSM. I naprawdę, uwielbiam te moje poranne półgodzinne spacery- z przyjemnością chodzi się między tymi blokami, wśród zieleni!
Pewnie te siatki mają dać "luksus" ogrodzonego, strzeżonego, zaj.... osiedla. Deweloper wziął za to z 100 zł na metrze więcej, właśnie po to by kupujący żył w iluzji apartamentowca :P
KS
A jeszcze jedno, nie mogę odnaleźć posta o tym co Hania zmieniła w Waszym życiu.... mam dziś wreszcie chwilkę, chcialam go w spokoju przeczytać i coś mi znikł:)
KS
Asiu czyżbyś Nas zapraszała do Siebie?? :P tak się wpraszam nachalnie... Zazdroszczę Wam tej Irlandii, wystarczy.
Też tam ostatnio wylądowałam! Z M. na rowerze i I. w wózku! Masakra jakaś! Nawet 4,5-latek był zdziwiony, że "przejścia nie ma". Skończyło się na tym, że pilnował wózka, jak mu rower przenosiłam przez góry i haszcze, a potem zrobiłam to samo z małym w wózku... Ech...
Ciekawe czy tym ludziom co tam mieszkają to w ogóle przeszkadza? Chyba nie. Ale może nie mają w zwyczaju chodzić na spacery?
Prześlij komentarz