Hania nie jest molem książkowym. Na razie jeszcze książki dostarczają jej raczej smakowych niż intelektualnych doznań. Woli konsumować karty niż z uwagą śledzić losy bohaterów. Oczywiście na wszystko przyjdzie pora, a czytać trzeba!
Haniowa biblioteczka liczy kilkanaście pozycji. Nie jest zbyt pokaźna i nie mamy ambicji, żeby gromadzić książeczki. Póki jeszcze Córa nie ma wyrobionego gustu czytelniczego nie chcę inwestować w książki, które jej nie zainteresują, a będą jedynie kolejnymi przedmiotami w pokoju do odkurzenia raz na jakiś czas.
Na książkę "365 zabaw dla bystrych brzdąców" trafiłam przypadkiem na kiermaszu książki w Olimpie. Kupiłam ją po przecenie z 30-kilku złotych na 9,50zł. Rzeczywiście zamieszczono w niej 365 pomysłów na wspólne aktywności z dzieciaczkiem - od zabaw kreatywnych do różnych czynności, które można zamienić w super zabawę, puszczając wodze fantazji i stosując rady autorki!
Książeczki kontrastowe - od pewnego czasu stają się coraz bardziej popularne wśród rodziców najmłodszych dzieci. O naszych pierwszych książeczkach Andrzeja Owsińskiego pisałam jeszcze będąc w ciąży [KLIK]. Od tego czasu wzbogaciliśmy kolekcję o kolejne pozycje, głównie o tematyce zwierzęcej: "Zwierzątka", "Zwierzęta i zwierzątka", "Zwierzątka w zoo", "Zwierzęta i ich dzieci".
Książeczki kontrastowe mają za zadanie stymulować zmysł wzroku dziecka, który w pierwszych miesiącach nie jest jeszcze w pełni ukształtowany. Aby wspomóc proces doskonalenia widzenia można już od pierwszych miesięcy życia dziecka pokazywać mu proste obrazki dwukolorowe. Wiem, że niektórym dzieciom bardzo podobają się takie sesje i potrafią przez bardzo długi czas wpatrywać się w ciekawe kształty. Hanka nigdy nie była jakoś specjalnie zainteresowana tymi książeczkami i od czasu tych folkowych wycinanek Owsińskiego nie kupiłam już żadnej tego typu książeczki, a te które mamy dostaliśmy w prezencie od rodziny i przyjaciół.
Bajki - bardzo lubię czytać Córze bajki. Jej nie robi różnicy co czytam, ale ja najchętniej sięgam po klasyczne utwory docenionych polskich i zagranicznych autorów. Strasznie nie lubię tych wszystkich książeczek napisanych na podstawie oryginalnych bajek, gdzie treść jest skondensowana i skrócona do minimum, często sens bajki spłycony, a język uproszczony i pozbawiony ciekawych zwrotów i poetyckiej melodii.
Nie mamy wielu bajek, a te które czytamy dostaliśmy "w spadku" po siostrzeńcach. Chciałabym jednak kupić dla Hani jakąś fajną księgę (lub dwie) z najpiękniejszymi baśniami i bajkami...
Kiedy czytamy książeczki?
Kiedy mamy na to ochotę. Część z książek Młoda ma cały czas w zasięgu (głównie te kontrastowe i te materiałowe, miękkie) i kiedy widzę, że sięga, bawi się którąś to jeśli akurat mam czas to siadam koło niej na podłodze i pokazuję jej, opowiadam (Hania nie umie jeszcze świadomie przekręcać stron).
Lubię książeczki interaktywne, a jeśli są dodatkowo w obcym języku to już wariuję ze szczęścia ;) . Mamy kilka takich - szwedzkich i polskich. Chciałabym kiedyś, w przyszłości, żeby Hanka uczyła się przynajmniej dwóch języków obcych - sama opanowałam angielski w stopniu średnio zaawansowanym i wciąż pracuję nad swoim szwedzkim (choć przyznaję, że ostatnio, od paru lat zaniedbałam naukę i bardzo nad tym boleję).
Planuję dokupić, zdobyć więcej książeczek w języku szwedzkim (mój ulubiony) i angielskim, chciałabym częściej czytać je Hani. Myślę, że właśnie we wczesnym dzieciństwie takie zabiegi przynoszą najlepsze efekty.
Kiedy czytamy szwedzką książeczkę to staram się zwracać do Hani wyłącznie w tym języku. Czyli jeśli zwracam uwagę na obrazek i wskazuję na jego elementy to nazywam je właśnie po szwedzku. Kiedy zadaję pytania do obrazka (A gdzie jest papuga?) to też pilnuję się tej zasady.
Książeczka nie musi być napisana w obcym języku, żeby można było przemycać dziecku obce słówka. Ta książeczka o Miffy na przykład, świetnie nadaje się do tego, aby pogadać z maluchem np. po angielsku.
Od czasu, gdy w tamtym roku powstała pierwsza na moim osiedlu Biblioteka Publiczna staram się co miesiąc wypożyczyć (i oczywiście przeczytać!) jakąś książkę. Zaczęłam nawet umieszczać wpisy, notatki o przeczytanych tytułach w swoim profilu na portalu http://lubimyczytac.pl/ co mnie jeszcze bardziej motywuje do czytania.
Odkryłam (sic!), że w bibliotekach jest wiele świetnych pozycji dla maluchów! Zarówno w mojej osiedlowej filii, jak i w tej, gdzie chodzimy na zajęcia muzyczne, gordonowskie [KLIK]. Założyłam sobie kartę w obu bibliotekach i wypożyczyłam dla Córy kilka książeczek. Mamy miesiąc na dokładne obejrzenie ich i wielokrotne przeczytanie.
Wcale nie musimy mieć fury kasy na coraz to nowe książeczki! Wystarczy wybrać się na spacer do pobliskiej biblioteki i po prostu pożyczyć te książki, na które mamy oko, a nie mamy za co ich kupić. Często okazuje się, że te pozycje, o których w samych świetnych słowach wypowiadają się różni ludzie, akurat naszemu dziecku nie przypasują... Z drugiej strony, jeśli okaże się, że nasza pociecha nie może oderwać się i rozstać z wypożyczoną książką, to można wtedy kupić swój własny egzemplarz i mieć pewność, że jeszcze przez dłuższy czas będzie w użyciu i nie pójdzie w odstawkę na półkę, po jednym czy dwóch podejściach.
"Pierwsze urodziny prosiaczka" - na takie opowieści Hanka ma jeszcze czas, ale już dziś dobrze, że zapoznałam się z tym tytułem. Wiem już, że fantazyjne czcionki użyte przez autora nie pomagają w czytaniu, ani dziecku, ani rodzicowi...
Hani podobają się duże formaty. Może się wesprzeć na takiej książce, rozejrzeć po kartce, rozpędzić. Lubi ilustracje pełne elementów - wodzi za szczegółami paluszkiem. Zadajemy jej mnóstwo pytań, choć czasem Młoda już padnięta i nie bardzo chce współpracować... Ale jakie to szczęście, kiedy uda się jej właściwie wskazać "gdzie jest biedronka" , albo "gdzie misio Tadzio ma oczko?":D !
Pomimo, że książeczka może być przeznaczona dla starszego dziecka i tak warto pokazywać ją maluchowi. Nie trzeba sztywno trzymać się zapisanego tekstu, ale modyfikować i dostosowywać tekst do możliwości naszej pociechy. Można też wykorzystać ilustracje do swobodnych opowiadań, ćwiczeń językowych, dźwiękonaśladowczych...
* * *
Zapraszam na konkurs "Mamy, czytamy!"
6 komentarzy:
Ile Hania ma książeczek :) ja też zaczynam czytać Lence książeczki, ale na razie bardziej ją interesują obrazki niż treść :D
Dużo fajnych pozycji :)
Możecie powiększyć swoją kolekcję, biorąc udział w naszym konkursie z książeczkami dla dzieci:
http://www.wypaplani.pl/2014/02/rusz-wyobraznia-konkurs.html
Mój Filipek też już trochę książeczek ma:) jestem molem książkowym i po prostu kocham książki, ciężko mi się powstrzymać,żeby ich nie kupować dziecku. W mojej bibliotece jest oddzielna filia dla dzieciaczków, za jakiś czas też zacznę wypożyczać tam książeczki,ale póki co mamy sporo własnych.Muszę też zebrać się do posta o naszych książeczkach, bo mam go w myślach od dawna tylko jakoś ciągle brak mobilizacji. Może dzięki Tobie w końcu zbiorę się w sobie i coś naskrobię. Mam takie dwie książki,które szczególnie polecam,koniecznie muszę o nich napisać.
spora :)
Moje dziecko uwielbia książeczki:) Prosiaczek to nasz typ. Mamy i czytamy często!
Super zbiór książeczek. My też z tych moli książkowych. Kiedy Staś był w wieku Hani, to często dawałam mu do ręki książkę twardo stronicową. On ją sobie oglądał, obracał i próbował zjadać, a ja w tym czasie czytałam mu baśnie :) Zapraszam do mnie do zakładki http://maniamamowania.pl/kat/ksiazki/
Prześlij komentarz