Od paru dni Córa nam się rozregulowała. Zauważyłam zmiany jakoś w ostatni weekend. Myślałam, że to przez to, że mieliśmy koncerty, próby, wyjazdy i po prostu dotychczasowy rytm dnia został zaburzony. Ale teraz zaczynam się zastanawiać, że to może nie to...
A co się dzieje? Ja mam schizy, że Hanka jakaś smutna "łazi" po domu. Ciągle "biega" za mną, kwili jak mnie nie ma w zasięgu wzroku, a jak już wezmę ją na ręce to posiedzi chwilkę i się zaczyna prężyć. Wije się jak piskorz i w końcu nie wiadomo, czy chce na rączki, czy nie... Taka mała maruda się z niej ostatnio zrobiła.
Wcale nie chce wieczorem zasnąć. Zwykle przed 20:30 już spała. Czasem nawet wcześniej padła. Ale raczej nie było problemu z uśpieniem - wystarczyło chwilkę pokołysać, smok i spała. A teraz lulanie nie pomaga, śpiewanie nie pomaga, cycek nie pomaga, leżenie razem na łóżku nie pomaga... Po 45 minutach walki po prostu odłożyłam ją do łóżeczka. Po paru minutach płaczu zasnęła. Sama.
Może odczuwa nasze emocje, ostatnio trochę negatywnej energii było w naszym domu - może jakiś skok rozwojowy akurat, może zęby... łapię się na głupich myślach, że jest złośliwa. Przecież wiem, że to jakaś totalna bzdura, ale mam takie odruchowe myślenie, jakbym patrzyła na jej zachowanie jak na zachowanie dorosłego, a nie niespełna 7 miesięcznego niemowlęcia...
Wstyd mi. Mam wyrzuty sumienia, bo jej zachowanie czasem doprowadza mnie do okropnych nerwów. Całkiem niepotrzebnych, a co ważne także niechcianych przeze mnie! Ale już taki ze mnie nerwowy typ... Łapię szybko nerwa i łatwo daję się wyprowadzić z równowagi.
Muszę się nauczyć cierpliwości, bo przy dziecku takie sytuacje jak u nas ostatnio to będzie pewnie norma. Nie mogę codziennie łazić nabuzowana. Są na to jakieś sposoby??
Na razie ćwiczę jeden z takich sposobów, które podpowiedziała mi matczyna intuicja. Co robię, kiedy czuję, że krew mi się zaczyna gotować, mam ochotę ciskać przedmiotami i drzeć włosy z głowy?Zmuszam się w sytuacji nerwówki do uśmiechu i staram się zarazić nim Córę. Robię minkę, albo kląskam buzią, cokolwiek, żeby się Hania uśmiechnęła do mnie. Jej uśmiech działa jak najlepsze lekarstwo na nerwa!
A Wy jakie macie sposoby, żeby nie wpadać w szał przy dzieciach? A może znacie jakieś ćwiczenia na cierpliwość?
19 komentarzy:
Wdech i wydech...przerabialiśmy to (tak mi się wydaje)...skok rozwojowy...jeden z wielu...będzie dobrze za dni parę :D
oddech czasem pomaga... :D
To jest możliwe, że ona czuje Twój niepokój. Za kilka dni jej przejdzie, wtedy kiedy i Ty nie będziesz ciągle myśleć o nowej pracy i organizacji życia. Nie mam żadnych sposobów na nerwy, niestety. Sama nie byłam ideałem pod tym względem przy starszych dzieciach, teraz trochę lepiej mi idzie ale nie wiem czy to moja zasługa, czy tego maluszka, który chyba nie jest w stanie mnie zdenerwować (wiem, wiem, do czasu...). Najbardziej na mnie chyba działa to, co powiedziała kiedyś moja babcia, że dzieci wszystko pamiętają. Może nie tak zupełnie wszystko, ale na pewno dużo, więc lepiej te nerwy gdzieś głęboko schować. Powodzenia!
U naszej hanki podobnie. Dziś zasnęła ok.23:00, a kiedyś po 20:00 mieliśmy dzieci uśpione.
Ja u mojej obstawiam zęby. Niesamowicie się darła, posmarowaliśmy jej dziąsełka. Po 10 minutach była spokojniejsza. Dostała zabawkę do łóżeczka, usiadła, w pobliżu. Jeszcze miała łezki w oczach, patrzyła na mnie z wyrzutem, że jej nie bujam na rękach. Wzięłam kredkę, bo siedziałam przy stoliczku synka, zaczełam rysować. A ten dźwięk kredki chyba ją uśpił :)
Szkoda, że nie wpadłam na to kilka godzin wcześniej.
Jakoś to przetrwamy ;)
Ja przy Malutkiej zdecydowanie mniej się niecierpliwię. Za to 4. Latek potrafi dać w kość :D
Pozdrawiam
czyli "najgorsze" przede mną ;)
oj to prawda, ja sama wiele pamiętam z wczesnego dzieciństwa! Może nie z kresu kiedy miałam kilka - kilkanaście miesięcy, ale jednak...
ajjj wiem co czujesz... :(
Mój Filipek czasem ma tak,że nie może usnąć tylko rozrabia. I czasem też mam już nerwa,bo chciałabym,żeby już spał,żebym mogła jeszcze cokolwiek zrobić, a ten dokazuje. Jednak jak czuję,że cierpliwość mi się kończy to każę mężowi przyjść do małego, a sama idę pod gorący prysznic. Zawsze działa. Po kilku minutach wracam w lepszym nastroju i mogę na spokojnie kłaść dziecko spać.
oj wiem coś o tym, nie raz w ostatniej chwili stopuję się by nie nakrzyczeć na dzieci, bo nie chcą spać... a przecież nie mogę ich zmusić do tego. masz trochę racji- jeśli w Twoim domu panuje negatywna atmosfera, dziecko to czuje i być może to jest powodem całej sytuacji, staraj się ją odizolować od problemów :)
Może być skok, mogą być zęby, ale może mieć też skok, albo gorsze dni. Mój mały też tak miewał. Wszystko niebawem wróci do normy. Musisz przeczekać ;) Życzę cierpliwości :)
Dziś już było o wiele lepiej. Zrezygnowaliśmy z drzemki koło 17:00 i Córa już przed 21:00 chrapała ;)
Możliwe, że idą ząbki. Zazwyczaj wtedy dziecko dłużej nie może zasnąć. Czasami kiedy wszystkie sprawdzone dotychczas metody usypiania nie działają, przytulam dziecko i noszę aż zaśnie mi na rękach, to pomaga. A kiedy dziąsełka bolą to masuję odrobiną żelu i to również pomaga. Ostatnio wyszedł nam pierwszy ząbek i robię co mogę żeby pomóc dziecku zasnąć. Pozdrawiamy ciepło :*
Jakie piękne oczyska :) Słodkie
pozdrawiam i informuje że masz nową czytelniczkę, chętnie będę tu zaglądać na twój blog :)
Zapraszam do mnie http://wiolka44.blog.pl/
jak znajdziesz sposob na to by sie nie denerwowac to blagam pisz i do mnie bo ja mam dokladnie to samo a moze nawet gorzej.
Jak na razie usmiech działa, w obie strony - polecam!
Witam Wiolu! Na pewno zajrzę i do Ciebie, pozdrawiam.
Wiem, że to zabrzmi banalnie, ale w chwili, gdy czujesz, że nerwy zaczynają Ci puszczać, warto zastanowić się, czy przypadkiem nie jesteś... głodna. Ja u siebie zaobserwowałam, że odkąd karmię piersią, to zmniejszyła się u mnie tolerancja głodu i po prostu szybciej wpadam w lekką hipoglikemię, która ma ogromny wpływ na moją psychikę. Tak więc może mały zapas czekoladek pod ręką i szybkie zażycie słodkiego leku, zdziałają cuda i w Twoim przypadku. :)
może zęby, może tęsknota za mamą, może skok. cokolwiek to jest, nawet jak jest ciężko i jesteśmy już baaardzo zmęczone, MY nie narzekajmy: http://fakty.tvn24.pl/reportaze,65/historia-malego-wojownika,379731.html
Oj masz absolutną rację! O Dawidku sobie czasem myślę, podziwiam jego rodziców i jego za tę siłę i wolę walki, do życia. Dziękujemy Bogu, że nasze dziecko nam dokucza, bo nie każdy ma nawet to szczęście i dałoby wiele, móc usłyszeć marudzenie swojego potomka... Pozdrawiam!
Prześlij komentarz