W minioną niedzielę wybraliśmy się na wycieczkę do Kazimierza Dolnego n. Wisłą. Wiał silny wiatr, ale było dość ciepło. Wrzuciłam kilka zdjęć z naszego rodzinnego spaceru. Zapraszam!
Mam lęk wysokości. Może niezbyt silny, ale mam. Nie mogłam patrzeć jak podchodzili do samej krawędzi. Ponoć wcale nie było stromo... nie sprawdziłam. Nie dałam rady.
Córa jak zawsze dała radę! Weszła na samą górę, po wszystkich kamiennych stopniach. Baliśmy się puścić ją "samopas" na szczycie. Kto by ją potem znalazł na dole...
To miejsce, Góra Trzech Krzyży, jest dla mnie szczególne. Przypomina mi o beztroskich (z perspektywy czasu) latach licealnych, kiedy jako jedyna zmotoryzowana uczennica klasy przedmaturalnej brylowałam w towarzystwie, dawałam się wyciągać na moto-wagary.
Wejście i zejście z GTK zajmuje w sumie jakieś 5 minut, z dzieckiem. Polecam.
Koszt 2 zł od osoby, dziecko gratis.
Hania pomału zaczyna rozumieć co to znaczy jesień, zima. Wie, że jak przyjdzie zima to będzie śnieg i wtedy pójdziemy pojeździć na sankach. Trzymam kciuki, żeby tak się stało! Bo jak nie będzie śniegu, to nie wiem co zrobię.... Jak ja się z tego wytłumaczę?
Dziękowałam mojemu M, że nas wyciągnął na tę wycieczkę. Przez ostatnie tygodnie bardzo dużo pracowałam, mieliśmy niewiele okazji do bycia tylko we troje, bez-zadaniowo, bez-telefonowo, bez-gotówkowo itd. Taki czas beztroski, wolnopłynący, na powietrzu okazał się zbawienny dla naszego samopoczucia. Ciągle obiecuję sobie, że takich chwil będzie więcej...
Ona jest już taka duża! Tak wiele uwagi od nas wymaga. Daje nam wzamian ogrom radości, ale i nerwów. Wszędzie wejdzie, wszystkiego dotknie, spróbuje, wiele rzeczy psuje, bije szklanki, filiżanki, figurki, rwie papiery, maże po dokumentach, tnie nożyczkami rachunki, faktury, oblepia meble lepkimi maziami, skacze po kanapach, w butach, spada na łeb na szyję i nic ją to nie uczy. Jest bardzo ciekawa świata, odważna, chętnie wyrusza w nieznane, lubi doświadczać. Obserwując jak poznaje świat, jak się nim codziennie zachwyca zawstydza mnie czasem moja obojętność i dorosłość. Nawracam się na dzieciństwo. Z marnym skutkiem, póki co.
Mało nam łbów nie urwało. Ale to chyba widać?
Podczas spaceru po ruinach zamku Hania przyswoiła sobie nowe słówko: lochy. Z uporem maniaka powtarzała je potem do znudzenia, także przy obiedzie, np. zwracając się do kelnerki "Gdzie jest locha?"
Najpiękniejsze widoki zachowaliśmy sobie na koniec. Wejście na basztę polecam tylko ludziom o mocnych nerwach, no albo przynajmniej tym, co nie mają lęku wysokości. Hania nie ma. Ale po schodach na górę wniósł ją tatuś. Nie chcieliśmy zbędnie tamować ruchu zwiedzającym. A poza tym schody na wieżę były bardzo strome.
Bilet na zamek + basztę - 5 zł dorosły
Dzieci do lat 7 - gratis
Ciekawa jestem jakimi kryteriami kierowano się przy wyborze dnia i godzin otwarcia Informacji...
Terenowa taksówka na kazimierskie bezdroża. Jechałabym...
Wycieczkę zakończyliśmy pysznym obiadem "U Fryzjera" i spacerem po promenadzie na Wisłą. Nie kupiliśmy koguta i nie kupiliśmy topora, także musimy jeszcze kiedyś tu wrócić. Bajo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz