To był naprawdę piękny dzień. Święty dzień. Święty spokój... no może nie do końca, bo przy naszych dzieciakach trudno się nudzić, a czasem bym chciała, tak po prostu, ponudzić się...
Kupiliśmy prawdziwy wiejski chleb. Ludwiński, najlepszy! Był jeszcze ciepły, z twardą, chrupiącą, złocistą skórką i smakowitym miąższem. Wielką pajdę oderwałam, gołemi ręcami jeszcze w samochodzie.
Najpierw był spacer przez las.
Przecudnie kończy się lato. Jeszcze czuć jego zapach, choć coraz słabiej. Każdy metr kwadratowo/sześcienny lasu przyciągał obiektyw mojego aparatu. W górze szumiące korony drzew, złocista zieleń, połyskujące brązy i radosne czerwienie usychających liści. W dole jaskrawe kolory ostatnich dzikich kwiatów, ziół, grzybów. Jesień się skrada i nic jej nie zatrzyma. Przegoniła już ptaki. Dobrze na tym wyszły, w większości. Grzeją kupry w Afryce.
Hanka lubi spacerować. Ale dziś był dzień prawie bezdrzemkowy. Marudziła dlatego i nie miała siły, ani ochoty na ruch. Większość drogi nad jezioro przemierzyła na moich rękach, w wózku i na barana.
Nad wodą wiało bardzo. Ciepły, mocny wiatr potargał mi Hankę.
W drodze powrotnej...
Na działce jak zwykle pięknie. Po ostatnim, sierpniowym koszeniu trawa odrosła świeżutka, zieloniutka. Jak na wiosnę. Mój M obwoził dzieciarnię na kładzie. Przygotował też książkowe ognicho. Upiekłam kiełbaski. Hanka zjadła prawie całą. Zagryzając ludwińskim chlebkiem z chrupiącą skórką.
Zjadła też borówki, flipsy i koktail, który przygotowałam jej rano - jabłko, banan, mleko sojowe, suszona żurawina i morela.... pycha!
Ciekawe ile jeszcze takich niedziel do pierwszych śniegów.... brrrrr.
Baj!
2 komentarze:
Chlebek z Ludwina-znam i ja:D Tata zawsze kupuje jak wraca od dziadka:) Weekend nas rozpieścil tą pogodą:)
Piękna nam się jesień zrobiła. My w sobotę byliśmy nad Zalewem i aż w powietrzu czuć zapach liści. Mam nadzieję, że pogoda się nie zepsuje.
Prześlij komentarz