29.04.2014

Terror blw


Muszę się Wam wyspowiadać. Grzeszę. Przeciwko wolności wyboru mojej Córy. Przeciw jej blw.



Początkowo wprowadzanie nowych, stałych pokarmów było dla nas zapoznawaniem, zabawą, smakowaniem, badaniem struktury, konsystencji, koloru, miękkości, a nie karmieniem. Nie zależało mi wtedy na tym, żeby Hanka się najadła brokułem. Albo marchewką. Miała uczyć się chwytać kawałki jedzenia, wkładać je do buzi, obracać językiem, przeżuwać, przyzwyczajać się do obecności różnych rzeczy na języku... 

Ale czas leci, Córa je już różne rzeczy i fajnie jakby się nimi najadała. Bo mama i jej "atuty" po 6 godzin w pracy... 

I tak dochodzę do grzechu! Łyżeczkowego!


Hania jest karmiona łyżeczką! O zgrozo! Przyznałam się. I co? I nic. Nic złego się nie dzieje. Dlatego, jeśli macie jakieś wątpliwości czy karmić "metodą" czy łyżeczką - słuchajcie tego, co podpowiada Wam matczyna intuicja. Sama miałam jakieś głupie opory przed przyznaniem się do tego, bo karmienie łyżeczką jest niemodne. Teraz wszyscy blw, nhn, rb i chustonoszenie... można zgłupieć. Nie dajmy się zwariować. Wszystko jest dla ludzi, tylko z umiarem.

Hania na pewno nie należy do niejadków. Co rano pałaszuje śniadanko. Zazwyczaj niepełną miseczkę jakiejś kaszki lub płatków z owocem. Na obiad ziemniaka, marchewkę, brokuły czy co tam mamy plus jakieś mięsko albo jajko. Pokrojone w kosteczkę, albo rozdrobnione widelcem i podawane na łyżeczce. Nie musimy wpychać w nią jedzenia. Lubi poznawać nowe smaki. Chętnie je, z łyżeczki.

Przyznam się, że nie mam ani czasu, ani ochoty bawić się w blw "po calaku". Nie mam czasu czekać w nieskończoność aż Hanka chwyci brokuła, aż go włoży sama do buzi, pogryzie itd.... W między czasie może (ba! najlepsza zabawa to rzucanie brokułami...) jej ten brokuł wypaść na podłogę, będę miała dodatkową robotę, a dziecko dalej głodne. 

Blw to zabawa dla niepracujących, pełnoetatowych mam. Niestety, nie jestem jedną z nich. 


PS. A te wąsiska, to od soczku. Kupnego, pitego ze szklaneczki!




6 komentarzy:

Aneta Sawicka pisze...

Ja od początku karmię Filipka łyżeczką, co nie znaczy, że tylko tak. Często je sam np. bułeczkę, czy brokuła. Na początku nie bardzo wiedział o co chodzi i bawił się bardziej niż jadl, ale teraz potrafi już pięknie zjadać. Ostatnio próbuje nawet jeść łyżeczką-sam! Nigdy nie oczarowało mnie blw, bałam się małemu dziecku dawać jedzenie,żeby jadlo samodzielnie, do tej pory jeszcze uważnie obserwuję jedzącego Filipa z obawy przed zakrztuszeniem.
Mój Filip to niezły żarłoczek;D Na widok jedzenia krzyczy mniam mniam i aż cały podskakuje. Czasem mi wstyd za niego, bo jakby ktoś z boku popatrzył to normalnie mógłby pomyśleć, że dziecko nie jadło przynajmniej z dobę:D Ale lepiej w tą stronę, niż ganianie z łyżeczką za niejadkiem;)

Mama Laury pisze...

ja co prawda na chwile obecna siedze z corcia w domu, ale i tak ie zawsze mam ta godzine zeby bawic sie z nia w jedzenie. Zreszta kiedy planuje dluzszy spacer czy wyjazd na zakupy np chce zeby byla najedzona a nie plakala po godzinie ze glodna jest bo na obiak zjadla 25% porcji, bo reszta gdzies odleciala w swiat. Staram sie jak moge zeby uczyla sie jesc sama, ale tez bez przesady. Lyzeczka przeciez tez musi potrafic jesc! Pozdrawiam :)

Skikolka pisze...

O rany! Jak mogłaś?!
A tak na serio, poważnie tak to przeżywasz?
Nigdy nad tym się nie zastanawiałam, że łyżeczka może być "złem". Szalona jesteś :P
Moja córa wciąż je mi z ręki (właściwie z łyżeczki);)

Dostaje też samodzielnie widelczyk, gdy mam dla niej przygotowane kawałki marchewki, ziemniaka bądź makaron. Nabijam jej to i podaje widelczyk, by sama trafiała do buźki. Też dobra zabawa, a dookoła czyściutko :D Chyba, że akurat trafi w nos;)

Czasem jak muszę ją czymś zająć, to kładę jej coś na tacy i wówczas je sama. Najchętniej podaje jej w takiej postaci płatki kukurydziane lub bułkę, bo nasz Pyłek (czyt. odkurzacz bezprzewodowy/samochodowy) świetnie sobie z tym później radzi.

Cieszmy się, że nasze dzieci potrafią jeść z łyżeczki. Są cudowne !(zarówno Hanki, jak i łyżeczki) ;)

alankowy kuferek pisze...

Przecież to nic strasznego.

Maniamamowania pisze...

I słusznie. Ja robiłam podobnie jak Ty. Często Staś dostawał brokuły, czy jakiś inne jedzonko w całości, które mógł sobie oglądać i próbować. On sobie oglądał i miętosił jedzonko, a jak w tym samym czasie karmiłam go łyżeczką. Dziecko najedzone i wszyscy zadowoleni.

mamazojka pisze...

Nie przejmuj się, wydawnictwa, które sprzedają książki o blw mają świetnych marketingowców i poradzą sobie bez Ciebie;).