24.04.2014

Fotomigawka dyngusowa


Strasznie boję się kleszczy. Nienawidzę generalnie paskudztwa, takie małe robaczki łażące po ciele, smyrające, brrrrr... Ble, a do tego jest jakieś tam ryzyko złapania boreliozy! Strzeżcie się kleszcza.

W Poniedziałek Wielkanocny, zgodnie z naszą najnowszą tradycją rodzinną, wybraliśmy się na działkę - skrawek pomiędzy lasami, łąkami, a polami w okolicach jezior Łęczyńsko - Włodawskich. Nie ma tam na razie nic, prócz natury!

Natura, atakowała rozłożony na trawce koc. Jego jasny kolor pozwalał momentalnie zauważyć intruza, zanim jeszcze zdążył wejść komukolwiek za koszulkę.



Cycanie na trawie. W pełnym słońcu. Super!


Mój M nie jest przekonany do tych szelek. Ja w sumie też jeszcze nie. Córze było wszystko jedno, oszołomiła ją natura, las i słońce.


Zgodnie z tradycją, zaczerpniętą z krajów północnych (Dania, Norwegia) dzieci szukały ukrytych przez zajączka czekoladowych jajek i innych smakołyków. Także dla Hanki zajączek zostawił co nieco...





Były spacery po lesie, pierwsze opalanie bladych, zimowych dekoltów i ramion. Było też ujeżdżanie Amorcia! Córze się bardzo spodobało. Psu - mniej.



Babcia Mila, prababcia Hanki, jak zwykle miała najlepszy pomysł na zabawę. Wsadziła Córę na Tatrę i w drogę! Hanka spędziła na pace z godzinę.






Bliżej wieczora zrobiło się trochę chłodniej. I smutniej, bo powoli trzeba było się ewakuować do domu. Ale już jest plan, że na weekend, majowy albo jakiś zwykły wracamy!





3 komentarze:

Rodzina w budowie pisze...

Amor ma taka minę jak nasz kot kiedy Malutka się do niego zbliża :D

Violianka pisze...

bidulki ;)

Karlita CałyŚwiatKarli pisze...

Super fotki :-))

nienawidzę kleszczy ... dobrze ze był duży!!
Niestety mamy w rodzinie przypadek po kleszczowej boreliozy ... straszne leczenie, wyniszczające człowieka ... i niestety nie zawsze brak rumienia oznacza że kleszcz nas nie zaraził ... Gabi i ja byłysmy ofiarami kleszczy na szczęście żadnego paskudztwa nam nie przekazały ....