Czekanie to mój naturalny stan. Śmiem twierdzić, że jestem w tym dobra! Ba! Nauczyłam się już w szkole - kiedy wspominam ten czas, szczególnie godziny po skończonych lekcjach, wyczekiwanie na zajęcia dodatkowe (skrzypce, pianino, sks, kółko), na przyjazd rodziców (z czasów przed-szkolnych pamiętam jeden przypadek, kiedy to nie doczekałam się na nikogo... na szczęście pani przedszkolanka odwiozła mnie do domu), na autobus, na koleżankę - to dociera do mnie, że to właśnie dzięki takim sytuacjom nabyłam umiejętność "czekania".
W życiu dorosłym przydaje się ona w wielu przypadkach - w domu, podczas oczekiwania na wolną toaletę ;), na powrót mojego M z zakupów, w pracy na koniec pracy, podczas prób z zespołem, kiedy oczekiwanie na nastrojenie instrumentów pozostałych muzyków przedłuża się lub kiedy potrzeba więcej czasu na zapoznanie z melodią lub formą jakiegoś utworu, w telewizji - podczas różnych nagrań głównym zajęciem uczestnika jest właśnie czekanie, nagle jest AKCJA! i nie wiadomo kiedy jest już po wszystkim.
I tak sobie siedzę w domu i czekam. Choć za oknem coraz piękniejsza pogoda, spacerki póki co nie są w moim stanie wskazane. Podczas wczorajszej wizyty u ginka dowiedziałam się, że nie powinnam się zbytnio ruszać, mam duże obrzęki nóg - szczególnie kostek i stóp, a także prawej dłoni. Według lekarza powinnam ograniczyć picie płynów do 1,5l na dobę (!) oraz ruch do minimum. Moim zajęciem według niego powinno być wypoczywanie z nogami uniesionymi i odciążonymi na maksa. Relaks full time!
NUDA. CZEKAM. Na wielki finał. A kilogramy lecą. Cóż, Małż mnie pociesza, a jakże. Ale to nie wystarcza, póki co troszkę się moją posturą dołuję. Głupia. Przecież w ciąży to jest norma! Tłumaczę sobie podgryzając 5 kanapkę z pasztetem Mazowieckim na śniadanie...
Oj tam. Najważniejsze, żeby dzidzia była cała i zdrowa! A reszta się "jakoś" ułoży.
Z sieci..
Bardzo fajną stronkę podlinkowała Madzia z pieluszkomania.blogspot.com - swoją drogą polecam zajrzeć do jej królestwa pieluszek wielo hand made. Pozwolę sobie "podać dalej" link do świetnych filmów "Radzimy Dobrze Rodzimy" - czyli internetowa szkoła rodzenia. Wystarczy tylko zarejestrować się na tej stronie co pozwoli uzyskać bezpłatny dostęp do filmików. Naprawdę polecam, wiadomości, które są przekazywane pokrywają się z tym o czym mówiono nam w Aktywnej Mamie. Filmiki mają tę dużą zaletę, że możemy sobie je odtworzyć wielokrotnie i powtórzyć interesujące nas fragmenty wielokrotnie. Aż do skutku ;).
4 komentarze:
właśnie tą szkołę ogldałam przed naszym porodem... naoglądasz się takich, a potem myślisz, że wszystko będzie ładnie jak w internecie pokazują... ;(
na zdjęciach, które załączasz masz świetną figurę i podejrzewam, że M jest zachwycony, więc czego chcieć więcej - szczęściaro :)
ściskam Was, trzymajcie się, już niedługo; a czekanie jest dobre - wykorzystajcie ten czas jak najlepiej, bo drugi raz już go nie dostaniecie :)
AR
Hej, figura boska. Jak bogini płodności z ameryki łacińskiej. Barbapapa (mama)... Staramy się korzystać z tego czasu - wczoraj na przykład byliśmy w knajpce na pizzy. Jak będę karmić o pizzy sobie pomarzę... zaraz jedziemy po ogrodzenia, bo trzeba odgrodzić psa od ogrodu jeszcze przed porodem... potem drobne przestawianie w mieszkanku.. tak, czas wykorzystujemy na maxa Buziaki!
za pierwszym razem też się cykałam z jedzeniem, później już byłam mądrzejsza; Marysia "jadła" pizzę mając dwa tygodnie, a Klara placki ziemniaczane mając kilka dni - chyba 6?; wygląda na to, że im smakowało! jeśli masz ochotę nauczyć się na czyichś błędach, to ja karmicielka ponad trzy letnia z krótkimi przerwami polecam nie katować się odmawianiem sobie jedzenia, ale jeść z dzidziusiem wszystko normalnie; ewentualnie jak coś uczuli, to tylko to odstawić;
btw cieszę się, że zamierzasz karmić piersią, fajnie :)
Pewnie, że piersią, a jak?! Jeśli tylko będę miała taka możliwość fizyczną, a wierzę, że tak, bo zdrowa jestem jak koń, to czemu mam nie karmić? Przecież to najlepsze co można dziecku dać - CYC ;) . A co do diety to właśnie na tych poniedziałkowych warsztatach dr prowadząca wykład mówiła to samo co Ty. Położna Ruta też - że obecnie nie mówi się o czymś takim, jak "dieta matki karmiącej" - należy jeść to na co ma się ochotę, omijając silnie alergizujące produkty lub wprowadzając je stopniowo i ostrożnie (orzechy, truskawki, mleko krowie, owoce morza). Nasza położna Agata przestrzegała mnie przed buraczkami z octem ;) - ponoć jak będą do obiadu w szpitalu to mamy sobie darować...
Prześlij komentarz