Od dłuższego czasu rozmyślałam nad rozszerzaniem diety Hanki. Po przeczytaniu różnych komentarzy rodziców na forach, blogach i grupach dyskusyjnych oraz po rozmowach z koleżankami i bliskimi, zdecydowaliśmy, że spróbujemy modnego ostatnio BLW i podaliśmy Hani jej pierwsze warzywka!
Kilka dni temu udało mi się upolować na allegro książkę "Bobas Lubi Wybór" Gill Rapley, Tracey Murkett (używaną za 24zł). Zdążyłam ją przejrzeć i przeczytać kilka wstępnych działów. Przekonują mnie założenia autorek i ich argumenty ZA oddaniem kontroli nad jedzeniem dziecku. Nie chodzimy do przychodni. Nie mamy "swojego" pediatry i póki co dzięki Opatrzności nie był nam potrzebny. Siłą rzeczy nie konsultowaliśmy z nim tematu. Od samego początku ufam swojej wrodzonej, "matczynej" intuicji i obserwując Córkę staram się podążać za nią i jej potrzebami. Uznałam, że BLW będzie dla nas lepsze niż nadziewanie jej łyżeczką.
Nie byłam do końca pewna czy Hanka jest gotowa na wprowadzenie jej nowych pokarmów i potwierdzenia szukałam w tej książce. "*O gotowości (...) świadczy przede wszystkim odpowiednio rozwinięty układ immunologiczny i pokarmowy wraz z górnym odcinkiem, czyli jamą ustną. Jeżeli dziecko potrafi siedzieć samo lub z niewielką pomocą, jeśli chwyta i przyciąga przedmioty, potrafi je szybko i celnie włożyć do ust, jeśli gryzie zabawki i wykonuje podobne do przeżuwania ruchy twarzy, to może znaczyć, że jest gotowe na pierwsze stałe pokarmy. Ale najlepszą oznaką jest to, że dziecko samo weźmie i włoży sobie do ust kawałek jedzenia. Może się to stać tylko wtedy, gdy dostanie taką możliwość."
BLW - Baby-Led Weaning - na czym polega? Nie przygotowuje się papek z warzywek, nie ściera jabłuszka czy marchewki na tarce i nie karmi się dziecka łyżeczką. Podaje się bobasowi gotowane na przykład na parze lub upieczone w piekarniku warzywa (ziemniak, marchewka, dynia, brokuł, kalafior, burak...) pokrojone w słupki lub większe kawałki, łatwe do chwycenia w paluszki. Dziecko je samo, samodzielnie, rączkami, a z czasem uczy się używać sztućców.
Warzywa powinny być o takiej konsystencji, ugotowane do takiego momentu, kiedy jeśli weźmiemy je do ust to możemy z łatwością rozgnieść językiem. Jednak nie powinny być ugotowane na miękko, gdyż wtedy bobas zbyt szybko je rozpapla w łapkach i nie zdąży włożyć do buzi.
Wprowadzanie pokarmów metodą BLW na początku wygląda groźnie. Dziecko najlepiej ubrać w jakieś łachy, albo kombinezon wodoodporny, bo jedzenie bryzga jak krew na amerykańskich filmach - od pierwszych chwil i na duże odległości. Dobrze, jeśli bobas siedzi samodzielnie w krzesełku do karmienia - my jeszcze takiego nie mamy, ciągle szukam swojego ideału. Można posadzić malca u siebie na kolanach, ale wtedy i dla rodzica przydałby się taki kombinezon...
Jestem przekonana o wyższości mleka mamy nad MM i wszelkimi kaszkami itp. rzeczami, którymi mamy karmią swoje dzieci już od 4 miesiąca, a nawet wcześniej. Niedawno przeczytałam na jednym forum, na którym czasem się udzielam, że koleżanka podaje swojemu 4 miesięcznemu synkowi 240ml kaszki przed snem, żeby przesypiał jej noc... ponoć robi tak po konsultacji z pediatrą! BLW nie wprowadzam po to, żeby się Hanka najadała, bo ona je na razie tylko pierś. Jednak zauważyłam, że od dłuższego czasu ze ślinką na brodzie wpatruje się w nas jedzących obiad, wyciąga rączki po smakołyki i nawet jęczy i marudzi w głos! Jest po prostu bardzo ciekawa wszystkiego co robimy. Jedzenia także.
Zrobiłam większą ilość z myślą, że to co mi zostanie zamknę w pojemniczki (kupiłam w poniedziałek w ciuchu, 3 szt. w idealnym stanie za 3 zł) i zamrożę. |
Nałożyłam Hani specjalny kaftan do karmienia niemowląt, zapinany na pleckach i posadziłam ją sobie na kolanach. Największym zainteresowaniem Hani cieszył się pan brokuł. Zmasakrowała go doszczętnie i przyozdobiła podłogę w promieniu 1 metra zielonymi kuleczkami. Marchewka, ziemniak i dynia nie zrobiły na niej wrażenia. Kilka razy jedzenie powędrowało do buzi, ale raczej nic nie zostało zjedzone.
Córa bawiła się świetnie. Przez dłuższy czas była zaangażowana w operację na talerzu. Ważne, że nie zachłysnęła się, kiedy już coś wylądowało na języku. A tego tylko się obawiałam i tylko ta obawa powstrzymywała mnie przed podaniem jej warzyw nie "spapczonych". Bardzo spodobał jej się kamienny talerz, który wybrałam ze względu na jego duży ciężar i z myślą, że małej będzie trudno go podnieść. O ja naiwniaczka! Oczywiście, że dla Haniutki nie był to żaden problem! Równie ciekawa okazała się pomarańczowa podkładka pod talerzem i chyba okazała się także najsmaczniejsza, bo nie mogłam Młodej jej wyrwać z buzi...
My też swojego czasu jak Bibi miał kryzys jedzeniowy próbowalismy BLW, ale jakoś wydaje mi się, że lepiej je mu się jednak z łyżki. Zaczynam teraz dawać mniej zmiksowane i nie będziemy cudakować, skoro intuicyjnie widzę, że woli jednak łyżką. Do ręki dostaje flipsa, biszkopta i tym uczy się gryźć :)
OdpowiedzUsuńJednak uważam, że BLW to fajna sprawa- wszystko zależy od dziecka :) A widac, że Twojej sie spodobało!
Ciekawa koncepcja. U nas jednak super sprawdza się jedzenie łyżeczką. Mimo wszystko zależy mi na tym, aby Filipek najadł się np. obiadkiem. Aczkolwiek nigdy nie dostaje jakiś mega porcji, zawsze jeszcze ma miejsce na mleczko;)
OdpowiedzUsuńMoi Chłopcy zawsze jedli sami. też nie tarłam, nie gniotłam, mieli frajdę z jedzenia. jabłuszka nie dawałam - tylko w musach. miałam w rodzinie sytuację, ze Mała by się takim kawałkiem udusiła - za twarde.. jedzą samodzielnie - całę - dopiero po skończonym roku i buziaki chociaż w połowie pełnym ząbków:)
OdpowiedzUsuńHanka jest bezbłędna:) I jaką masakrę jedzeniową robi! Genialne:)
OdpowiedzUsuńMy jeszcze trochę poczekamy z wprowadzaniem pokarmów, ale też chcemy rozszerzać Tymkowi dietę za pomocą BLW.
P.S.
Mam nadzieję, że się widzimy na najbliższym kursie masażowym Hmmmm?!
Pozdrawiamy,
A. F
Anetko, moje zdanie znasz i nie zamierzam Cię przekonywać. Jakiekolwiek inne pokarmy niż mleko podaje się po karmieniu piersią, nie na głodniaka. Według tej koncepcji oczywiście ;) dlatego Hanka na pewno jest najedzona, a warzywka to taka nowość, nauka przez zabawę i oswajanie się z jedzeniem.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o jabłuszko to też podam, ale będzie ugotowane na parze albo upieczone, jeszcze nie doszłam do tego rozdziału książki, ale na pewno jest jakiś sposób, bo takie surowe to rzeczywiście nie jadalne dziąsłami ;) .
A.F. widzimy, widzimy! Masujemy na całego! ;) A Tymek ma czas jeszcze na jedzeniowe przygody i pewnie też Mu się spodoba! Pozdrawiamy!