Cały weekend był dość pracowity i do tego byłyśmy same. To znaczy bez mojego M, który wybył w trasę w celach zarobkowych. W sobotę przygotowywałam przyjęcie imieninowe, a dzisiejszy ranek i wczesne popołudnie też pojechałam busem w trasę. W zastępstwie za mojego M musiałam wykonać zaplanowane wcześniej zlecenie. Na szczęście nie daleko było, tylko około 160 km...
Za to popołudnie spędziłyśmy z Hanką w ogrodzie. Zobaczcie jak minął nam dzień.
Czy pamiętacie jeszcze jak wygląda bób zanim trafi do grubych, plastikowych woreczków i do zieleniaka? Otóż siedzi sobie cichutko w grubaśnych, pokrytych misiem strączkach. Nasi chłopcy polubili łuskanie bobu ze strączków, a najbardziej spodobało się szukanie "bobasków", czyli tych najmniejszych boberków, o których zjedzenie po ugotowaniu jest wojna.
W ogrodzie stoi schorowana jabłonka. Pozbywa się wciąż nadgnitych, karłowatych i podziurawionych przez jakiegoś robala jabłek. Leżą potem w trawie do czasu aż ktoś się schyli, podniesie i wyrzuci do kompostownika. Czasem podniesie je ktoś, kto nie zważając na robale i zgniliznę z prędkością zawrotną pakuje owoc do buziaka.
Jest w ogrodzie także kilka miejsc szczególnej troski - kiedy Hania zbliża się do tych rejonów muszę aktywować czujność i refleks - okolice piaskownicy, basenu chłopców i beczek z deszczówką, wiata z drewnem na opał, okolice cieplarni i schodów prowadzących na taras nad garażem. Od dziś do listy dopisuję zjeżdżalnię chłopców - Córa nauczyła się na nią wchodzić i już bez niczyjej pomocy może sobie wejść na samą górę i zjechać na dół...
Kto pamięta moją kotkę Roksi? Pisałam o niej tutaj i tutaj . Miałkunka nasza jest bardzo bojaźliwa. Początki jej pobytu na dworze były trudne - ciągle gdzieś znikała, w nocy wychodziła z ukrycia i pojawiała się przy miskach z karmą. Od tamtej pory wiele się zmieniło. Odzyskała sporo sierści na bokach, nie ma już ran na czole i uszach (rany prawdopodobnie sama sobie wydrapywała z powodu przeżywanych stresów... przykre, ale prawdziwe). Lepiej je, odzyskała apetyt i radość życia. Chyba pobyt na dworze, razem z drugą kotką Helą i psami służy jej po prostu.
Jest chytry plan, że koty zostają na zimę w garażu... no ciekawe jak to będzie.
Całe popołudnie przehasałyśmy z Hanią na bosaka. Mamy zadbany trawnik, na którym nie ma niebezpiecznych rzeczy, kamieni, szkieł. Na obcych, nieznanych trawnikach, łąkach nie polecam spacerów bez butków.
Dobrze jest czasem zdjąć buty dziecku i pozwolić receptorom na podeszwach i paluszkach poczuć coś więcej niż dotychczas. Ciekawym doświadczeniem dla maluszka jest ciągle zmieniająca się faktura i temperatura podłoża. Może lepiej i bardziej świadomie odczuwać swoje ciało, jego granice.
Na kolankach u prababci.
UWAGA KONKURS
Chciałam zapowiedzieć konkurs, który przygotowuję wraz z firmą Wosana, producentem napojów. Do wygrania będą fajne gadżety i woda. Jeszcze nie wiem jaką formę będzie miał konkurs, jestem otwarta na Wasze propozycje. Napiszcie mi w komentarzach jaki konkurs byście chcieli - fotograficzny, zadaniowy czy jakiś inny? A może jacyś sponsorzy byliby chętni dołączyć do konkursu i zaoferować jakieś ciekawe nagrody?
Wszystko przed nami. Nowy tydzień - nowe wyzwania!
Boso po trawie to jest to :)
OdpowiedzUsuńU nas dziś podobnie. Lili cały czas raczkuję, wiec było gołymi kolankami po trawie :)
a może wakacyjnie.....fota i coś do napisania ;-)
OdpowiedzUsuńmój Filipek zawsze na działce biega na bosaka, na początku bał się trawy,ale szybko się przyzwyczaił.
OdpowiedzUsuńKonkurs zadaniowy :) zadanie plastyczne dla całej rodziny :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładne zdjęcia. Hana niedługo będzie miała kitę ;)