Nie będzie na wesoło i lekko. Choć będzie o życiu. O życiu we troje i więcej w naszym kraju. Nieznajomość prawa szkodzi - wiemy wszyscy, ale czy wszyscy to prawo znamy? Ja nie znałam. Nie dowiedziałam się o przepisach na czas i teraz mam. Nic. Cacko z dziurką.
Kiedy w maju tego roku, na kilka dni przed planowaną datą porodu składałam u ówczesnego pracodawcy (szkoła) wniosek o urlop macierzyński i dodatkowy (wtedy to było maksymalnie 4 tygodnie), jeszcze nie wiadomo było na jakich zasadach będzie przyznawany "roczny urlop macierzyński", ale już wtedy wiedziałam, że taki chcę. Nie mogłam wtedy o taki wnioskować, bo zgodnie z ówczesnym prawem nie było takiej możliwości, żeby iść na dłuższy urlop niż 24 tygodnie. Dobrze, że przynajmniej we wniosku zadeklarowałam 100%-wą wypłatę, a nie 80% ...
Dopiero 17 czerwca weszła w życie ustawa, która określiła w jaki sposób przebiega całe to "załatwianie" urlopu macierzyńskiego. 17 czerwca czyli na dzień przed ukończeniem przez Hanię pierwszego miesiąca. Która z młodych mam ma w takim momencie głowę i czas, żeby latać po ZUS'ach i składać jakieś wnioski? Mi nie w głowie wtedy było sprawdzanie co się zmieniło w prawie. Cieszyłam się swoim macierzyństwem, martwiłam szczepieniami, szukałam sposobów na usypianie Młodej, uczyłam się ją kąpać, karmić.... Nie, nie myślałam o prawie wtedy.
Byłam święcie przekonana, że urlop przedłuży mi się z automatu, roczny urlop macierzyński...
I tu następuje długa cisza....
NIE MA ROCZNEGO URLOPU MACIERZYŃSKIEGO! Nie ma takiego terminu w ustawie. Jest urlop macierzyński (20tyg.), dodatkowy urlop macierzyński (max.6tyg.) i urlop rodzicielski (26tyg.). O każdy kolejny etap trzeba wnioskować u pracodawcy. Myślę, że to przez wszechobecny termin "roczny urlop macierzyński" zdarzyła mi się ta historia. Padłam ofiarą słownych chwytów dziennikarskich!
...o tym, że ustawa weszła, a przepisy są na moją niekorzyść, dowiedziałam się przedwczoraj. Dowiedziałam się, że od połowy października jestem już poza systemem, bo nie złożyłam wniosku o dodatkowy urlop macierzyński na 14 dni przed końcem podstawowego urlopu i nie mówiąc już o urlopie rodzicielskim...
Jak to możliwe??? Moja sytuacja jest trochę może nietypowa. W skrócie to wygląda tak: 31 sierpnia zakończyła się moja dotychczasowa umowa na czas określony. Od 1 września jestem bezrobotną matką na urlopie macierzyńskim rozpoczętym jeszcze jako pracownica. Kiedy w połowie października kończył się mój urlop nie było komu poinformować mnie o procedurze, a sama to przegapiłam. Powinnam była najpóźniej w ostatni dzień urlopu udać się do ZUS'u i złożyć wniosek oraz oświadczenie, że ojciec dziecka nie zamierza korzystać z urlopu tacierzyńskiego...
Jestem teraz bez pracy i bez zasiłku macierzyńskiego, który należy mi się jak psu buda! A dlaczego? Dlatego, że zamiast przeglądać dzienniki ustaw ja przeglądałam zawartość pieluszek mojej Córy!!
Ustawa, która weszła w życie 17 czerwca wprowadziła także dodatkowe 2 tygodnie urlopu (o czym także nie poinformował mnie pracodawca, w sumie to nawet nie wiem, czy ma taki obowiązek) i z których także nie skorzystałam.
Czy w kraju, w którym mamy tak niski przyrost naturalny, rodzi się za mało dzieci, głosi się, że prowadzona jest polityka PRO-rodzinna taki urlop - ROCZNY - nie powinien przysługiwać z automatu? A dopiero ewentualne jego modyfikacje (takie jak urlop tacierzyński, realizowany przez ojca dziecka lub urlop skrócony) nie powinny następować na wniosek pracownicy?
Czy to, że nie złożyłam na czas wniosku sprawia, że nie mam prawa do urlopu rodzicielskiego? Mam prawo, ale nie mogę z niego skorzystać, bo zaspałam, bo jako bezrobotna, czyli nie pozostająca w stosunku pracy nie miałam "pani Grażynki"w kadrach, która by mi poradziła jak napisać wniosek i kiedy złożyć, żeby było dobrze...
Pytam się sama siebie od paru dni "jak do tego doszło?", "dlaczego byłam taka głupia?", "jak mogłam przeoczyć taką ważną sprawę?", "jak to możliwe, że jestem teraz w czarnej d*pie?".... i tak dalej. Wyrzucam sobie swoje gapiostwo. Czuję się tak jakby mi ktoś ukradł portfel z tylnej kieszeni spodni. Albo rower spod sklepu, w którym przed chwilą wydałam ostatnie 20zł.
Co teraz? Nie wiem i jestem przerażona. Nie chodzi o jakieś wielkie pieniądze, a jedynie o 60% mojego dotychczasowego wynagrodzenia... czyli coś koło 600zł, tak "PI razy oko". Złożę podanie, które na bank będzie odrzucone, potem pozew do sądu. Ponoć takich melepet jak ja jest więcej i nawet udało im się z ZUS'em wygrać...
Żadnych pewnych informacji nie mam na chwilę obecną. Pewny jest tylko strach i święta za pasem...
PS. A najśmieszniejsze z tego jest to, że te pieniądze potrzebne mi są, żebym mogła zapłacić ZUS...
Współczuję. Walcz o swoje i Hanine.
OdpowiedzUsuńWykąpałam właśnie dziecko i mam chwilę. Ja mam bardzo miłą panią sekretarkę w szkole a i w gminie też o nas dość dbają pod względem prawnym, sami nie chcą mieć potem jakichś kłopotów, a może są po prostu w porządku. Jednak sama sobie sprawdziłam wszystkie przepisy na ten temat w internecie i nawet znalazłam wzory tych wniosków o trzy kolejne urlopy. W końcu zadzwoniłam do ZUS-u. Wiedziałam więc o tym trójpodziale urlopu "rocznego" chociaż w mediach nic o tym nie mówili. Po prostu bałam się, że to wszystko zbyt śliczne, by było prawdziwe i trzeba trzymać rękę na pulsie, bo to Polska właśnie. Wyobraź sobie, że w krakowskim ZUS-ie sami jeszcze nie wiedzieli (w maju chyba) jakie podania trzeba będzie złożyć, bo mimo że ustawa została przyjęta w Sejmie, nie było przepisów wykonawczych, rozporządzeń, itp. Złożyłam więc dwa rodzaje podań w moim sekretariacie, takie informacyjne, że idę na macierzyński jakby obowiązywały stare przepisy i komplet trzech o kolejne "stadia" urlopu rocznego i umówiłam się z panią Gosią, że złoży w gminie to właściwe. Potem, gdy już urodziłam zadzwoniła do mnie i potwierdziła, że weszły nowe przepisy i złożyła wersję nr2.
OdpowiedzUsuńMoże spróbuj właśnie podeprzeć się bałaganem w tamtym czasie i niedoinformowaniem ze strony pracodawcy, który na pewno też jest w pewnym stopniu odpowiedzialny prawnie za tę sytuację? W końcu człowiek nie rodzi dziecka z dnia na co chwilę a w Twojej szkole nie było chyba dziesięciu ciężarnych, żeby nie można było o Tobie pomyśleć! Z Twoją obecną sytuacją jest trochę tak, jak gdyby złapali Cię bez dokumentu prawa jazdy - dostajesz mandat i punkty karne ale nie idziesz przecież do paki, bo masz PRAWO jazdy a zapomniałaś tylko dokumentu.
600 zł piechotą nie chodzi, może zastanów się czy nie byłoby sensowne wynajęcie adwokata do napisania tych pism do ZUS-u i gdzie tam jeszcze będziesz musiała pisać. Wiem, że to kolejny wydatek, ale może nie taki wielki?
Asiu, gratuluję Ci Twojej trzeźwości umysłu i właściwego stosunku do sprawy. Szkoda, że mi zabrakło rozumu w odpowiednim czasie, że bezkrytycznie zawierzyłam w ludzkie dobre chęci i zamiary... jak piszesz: przecież nie mogło być aż tak ślicznie! I nie jest. Dziś jedziemy do ZUS zobaczymy co będzie dalej.
OdpowiedzUsuńcała POLSKA .... niestety .... walczcie o swoje!!
OdpowiedzUsuńNie licz na innych licz na siebie.
OdpowiedzUsuńNie chcę być złym prorokiem, ale wygrać z ZUSem chyba się nie uda. W naszym kraju jak sama o siebie nie zadbasz to nikt tego nie zrobi za Ciebie (chyba, że partner, mama, siostra, ciocia lub ktokolwiek bliski komu Twój lub Wasz los nie jest obojętny). U mnie mąż trzyma rękę na pulsie, pilnuje terminów kolejnych podań, przynosi wzory, ale sama też sporo o tym czytałam. Panie w kadrach mam miłe, ale czy chciało by im się pofatygować w mojej sprawie? Wątpię. Pewnie by mnie poinformowały post factum, jeszcze do tego z dziką satysfakcją. Gdyby nie rodzicielski dziś byłabym pierwszy dzień w pracy, gdyby nie te dodatkowe 2 tyg dodatkowego (dużo tych dodatków) macierzyńskiego (6tyg zamiast 4) byłbym tam już od dwóch tygodni (jak się łatwo domyślić).
OdpowiedzUsuńAle WALCZ ile sił. Nie będzie miło, ale nie masz nic do stracenia (poza nerwami), a możesz zyskać. Powodzenia
raz mi się już udało... może i tym razem będzie po mojej myśli
OdpowiedzUsuńKochana, 3mam za Was kciuki, aby sytuacja wyjaśniła się na Twoją korzyść. Ja też jako matka I kwartału musiałam wziąć sprawy w swoje ręce i dopilnować terminów. Zgodnie z zasadą: nie masz na kogo liczyć, licz na siebie. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńStrasznie współczuję i rozumiem, że jesteś zła. Ale ja też bym się pewnie zamotała... Mam nadzieję, że coś się uda ugrać!
OdpowiedzUsuńDzięki za słowa otuchy i solidarność ..
OdpowiedzUsuńTwój wpis dał mi wiele nadziei. Zrobiłam właśnie tak jak napisałaś. Zobaczymy co będzie...
OdpowiedzUsuń