Strony

13.02.2015

Pierwszy pączek - pierwsza miłość


Znów Hania odwiedziła moje dzieci w przedszkolu. Jeszcze są ferie, do tego okres chorób wszelkich wśród kadry i dzieciarni, więc jest troszkę luźniej niż zwykle. Do tego szykujemy się na wielki Koci Bal Karnawałowy i świętowaliśmy zapusty, czyli Tłusty Czwartek. Ale się działo! Z resztą sami zobaczcie.




Wstałyśmy skoro świt. 7:00 to zdecydowanie za wcześnie i dla mamy i dla córki. Cóż, świat jest podły.

Nie mam wprawy w porannym "wybieraniu" się z dzieckiem do pracy, ale tym razem poszło nam całkiem sprawnie. Zauważyłam, że o wiele lepiej radzę sobie i jestem bardziej czasowo ogarnięta jak mi nikt nie pomaga...




Koci Bal Karnawałowy


W przedszkolu szykujemy z dziećmi wielki bal. Motywem przewodnim jest KOT we własnej osobie. Zaplanowałyśmy z koleżankami moc atrakcji, m.in. konkursy sprawnościowe dla kociaków, kocie harce i wybory króla i królowej kociego balu. Dzięki pomysłowości moich koleżanek i zdolnościom artystycznym dzieci powstają takie cuda!

Kot z talerza papierowego.

Kot z talerza papierowego.

Kocia maska karnawałowa z tekturki.

Pączek, a sprawa polska

W tym roku bardzo spodobało mi się to jak zorganizowaliśmy w pracy sposób dystrybucji pączków - nie było miejsca na "samowolkę pączkową" - trzy rodzaje pączków czekały sobie w kuchni (z różą, z wiśnią i jakieś co nie pamiętam z czym w środku). Obok nich stał kubeczek i karteczka - kto chciał zjeść pączka zapisywał się na karteczce i wrzucał odpowiednią kwotę (pączek=1,50zł). Super, choć według mnie mogliśmy się obejść bez tej karteczki - to takie typowo "polskie", przecież nikt by pączka za 1,50 nie ukradł. Raczej. A z drugiej strony po co mają inni wiedzieć kto ile zjadł... zaraz, a może chodziło o to żeby właśnie było wiadomo, kto ile zjadł? No nie wiem...

Pierwszy pączek Hani



Pierwszy w życiu pączek to musi być przeżycie! Ten właśnie uwieczniony na fotografii bardzo Hance smakował. Zaczęła od wycmoktania "farszu", a potem pomalutku objadła ciacho dookoła, do ostatniego okruszka. 



Podczas prac stoliczkowych i innych przygotowanych na ten dzień zadań rozwalała nam robotę kompletnie. Nakręcali się wzajemnie, Hanka i reszta dzieciaków. Biegali, krzyczeli, śmiali się... jakby w nich pączkowy demon wstąpił. Może nadmiar cukru tak się objawił? Nie wiem, ale skończyło się to wielkim wyznaniem. Kubuś, obejmując Hanię czule powiedział:

- Kocham Cię, bardzo Cię kocham Haniu.

Nie powiem, ucieszyła mnie popularność mojej córki wśród dzieci w przedszkolu, ale nie ukrywam, że nie jestem jeszcze gotowa na takie deklaracje ze strony chłopaków...a jak się tatuś dowie! Oj się będzie działo.


Wszystko co dobre szybko się kończy i Hani dzień z dziećmi też się skończył, za szybko. Jeszcze długo po powrocie do domu wspominała Kubę i pytała:

- Gdzie jest Kuba? Nie ma Kuby?

Aż w końcu jej przeszło i przypomniała sobie, że cały dzień nie widziała tatusia. I zaczęła pytać o tatusia...


2 komentarze:

  1. Super, że masz możliwość czasem zabrać Hanię do przedszkola, na pewno z korzyścią dla niej;) Świetnie tego pączka zajada!
    Ps. od kiedy przeszłaś na violianka.pl u mnie na blogu nie pojawia się informacja o nowym poście, chociaż zmieniłam adres:/

    OdpowiedzUsuń
  2. Anetko zdaje się, że niepotrzebnie podmieniałaś adres. U mnie się nic nie zmieniło, wciąż jestem na bloggerze i chyba musisz wrócić do poprzedniego adresu, jeśli chcesz aby się wpisy uaktualniały... :)

    OdpowiedzUsuń

Bardzo dziękuję Ci za Twój komentarz! Mam małą prośbę, podpisz się!