Rzadko mam czas i ochotę na jakieś wypady z domu. Wyjście gdziekolwiek, nawet do sklepu na zakupy, przeradza się zwykle w mega wyprawę. Bo dla Hani trzeba brać całą torbę "na wszelki" wypadek, bo wózek, bo fotelik w samochodzie musi być, a czasem nie ma ani samochodu, ani fotelika... Czasem, kiedy zostajemy same, bez mojego M, taka wyprawa staje się koniecznością.
Podziwiam mamy samotnie wychowujące dzieci, dla mnie to jakiś mega hardcore. Nie wiem, jak bym sobie poradziła będąc bez pomocy mojego M i Mamy.
Zdarza się na przykład, że Hanka jedzie ze mną na próbę mojego zespołu. Dawniej, kiedy była bardzo malutka, leżała sobie po prostu na jakimś kocyku, czy czymś takim i słuchała. Potem, kiedy już siadała i była bardziej świadoma, zapinałam ją w leżaczku lub nosidełku. Dostawała do ręki grzechotkę czy jakąś grającą maskotkę i sobie tak siedziała.
Ostatnio przez godzinę udało mi się utrzymać ją w wózku, a potem niestety już ruszyła na podbój naszej sali prób. Przedwczoraj nie miałam ze sobą wózka, ale przez dłuższą chwilę Hania była na tyle onieśmielona niezbyt częstą sytuacją i nowym dla niej miejscem, że najpierw ładnie siedziała obok mnie na krześle, a potem stała w moich okolicach.
Dopiero po jakimś czasie, jak już poczuła się pewniej zaczęła łazić po całej sali i absorbować sobą uwagę nie tylko moją, ale reszty muzyków. Najbardziej, jak zwykle była zainteresowana perkusjonaliami i grą cioci Agi. Nie mogłyśmy jej oderwać od bębnów...
Na szczęście do pomocy przyjechał tatuś i już do końca próby zajmował się Córą.
W minioną środę wybrałam się na basen, sama, z Hanią. I moim bólem pleców, spowodowanym zapaleniem korzonków nerwowych... Martwiłam się trochę jak sobie poradzę. Nie mogłam się schylać, ani podnosić nic ciężkiego z podłogi (patrz: Hania), ale jakoś udało się ogarnąć Córę i mnie.
W szatni mam system: najpierw Córa potem ja. Pierwsze co robię, to zmieniam Hani pieluszkę na tę do kąpieli i dmucham, a potem nakładam jej rękawki. Następnie, kiedy ona bawi się sprzączkami, ja rozbieram się (pod ubraniem mam strój gotowy do użycia). Bierzemy ręcznik dla niej, zamykamy resztę rzeczy w szafce i jesteśmy gotowe wejść na basen. Po drodze korzystamy z prysznica - opłukujemy się dokładnie.
...fotki w wodzie robione przy innej wizycie z moim M. |
W wodzie Hanka radzi sobie coraz lepiej, choć nie pozwala sobie moczyć główki. Nie lubi zalewania jej oczu, głośno protestuje. Sama potrafi już obrócić się w wodzie, powoli umie przemieścić się w obranym kierunku, ale zdarza jej się przewrócić na plecy i wtedy zaczyna trochę panikować.
Na moje bolące plecy zaleca się wzmocnienie mięśni grzbietu, a do tego najlepiej nadaje się właśnie basen. Dlatego mam mocne postanowienie chodzić regularnie na pływalnię, a teraz już wiem, że mogę pływać z Hanią. Sadzam ją okrakiem na sobie (na plecach albo na biodrach) i płynę (na plecach lub żabką), a ona sobie siedzi i bawi ruchem w wodzie. Podśpiewuje sobie pod noskiem: "Du du du!"
A Wy dziewczyny wyprawiacie się gdzieś same ze swoimi pociechami?
Z czym macie największe problemy podczas takich wyjść?
Bardzo podziwiam samotne mamy! Muszą być mistrzyniami organizacji. Ja też zawsze mam ze sobą milion rzeczy "na w razie czego", po jakimś czasie okazuje się, że mam tam 3 pary skarpet, a nawet rękawiczki :P
OdpowiedzUsuńJa mam bardzo podobnie-boję się gdziekolwiek ruszyć sama z Filipem. Dwa tygodnie temu pierwszy raz odważyłam się wsiąść z nim w autobus i pojechać do carefoura.
OdpowiedzUsuńJa dziś po całodniowym samodzielnym wyjściu z Małą - matko, czuje się jakbym tonę węgla przerzuciła. Musiałam też nieźle wyglądać, pchając pustą spacerówkę (no nie taką pustą, bo pełno w niej maneli, moja torba, zakupy, zabawki....), na plecach nosidło, w nosidle Mała... i tak po sklepach łazić... raz na jakiś czas-spoko, nawet daje poczucie satysfakcji, że dałyśmy radę itp. Ale doceniam niesamowicie jak możemy wychodzić w trójkę. Ale basen! Chyle czoła!!! Sama bym chyba umarła! A co do ilości rzeczy dla Małej na wyjścia, to zaczynam poważnie ograniczać, nawet specjalnie mniejszą torbę zabieram, bo to było już przegięcie :D
OdpowiedzUsuńTak, wszystkim należą się medale za umiejętność zarządzania sobą i dzieciami :)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, zapomniałam, że ja to i tak mam dobrze, bo poruszam się samochodem.... szacun za komunikację miejską!
OdpowiedzUsuńnaprawdę nie było aż tak strasznie, byłoby lepiej, łatwiej, gdyby pani od biletów nie była lekko ograniczona - dała mi szafkę na drugim końcu szatni, do przewijaka miałam całą szerokość budynku... ale ogólnie było super. Polecam!
OdpowiedzUsuńno u nas to samo ! zwykł wyjscie to mega wyprawa ! Tak samo nie wyobrażam sobie żyć bez pomocy Romka :D
OdpowiedzUsuńMoja Lili też ma 13 miesięcy i powiem Ci, że ja uwielbiam z nią podróżować :)
OdpowiedzUsuńAktualnie mamy auto popsute i strasznie mi brakuję naszych wycieczek.
Na zakupy też przeważnie ją ze sobą zabieram.
Taki tryb życia mamy od samego początku, więc może mała jest przyzwyczajona już :)