Ach jak tęsknię za czasami, kiedy mogłam co wieczór, bez stresów i pośpiechu siąść przy kompie i dodać posta na bloga. Ale najbardziej to szkoda mi, że nie mam już tyle czasu co kiedyś na przebywanie z Córą, na robienie jej zdjęć, obserwowanie jej śmiesznych minek, zachowań, nowych umiejętności.. Dziś pierwszy raz od wielu tygodni spędziłyśmy ze sobą cały dzień. Znów zwariowałam na jej punkcie. Do tego stopnia, że z tego wszechogarniającego i przepełniającego mnie uczucia miłości i zachwytu nad tą cudownością ... ugryzłam ją w tyłek!
Śpieszę donieść, że udało mi się zawalczyć ze śmierdzącymi pieluchami. Pamiętacie posta o smrodku? [KLIK] Otóż już po pierwszym, najprostszym i najłatwiejszym sposobie udało się pozbyć nieprzyjemnego zapachu ze wszystkich pieluszek! Czyli pomogła duża ilość wody i zmniejszenie ilości proszku do prania.
Najnowsze odkrycia kulinarne: amarantus - jeszcze nie sprawdzony, duże opakowanie płatków ryżowych Kupiec, Płatki jęczmienne - bardziej dla mnie niż dla Małej, Płatki jaglane - świetna rzecz!
Dużo ostatnio się zmieniło u naszej Hanki. Najważniejsza dla mnie zmiana i to na lepsze, to zasypianie. Nie mamy z tym żadnych problemów. Po prostu odkładamy młodą do łóżeczka, a ona przekręca się na boczek i śpi, albo po chwili patrzenia na misia zasypia... Nie uczyliśmy ją tego i niestety nie mogę podać Wam przepisu jak nauczyć zasypiania. Wydaje mi się, że właśnie nadszedł ten czas, Hania sama się tego nauczyła, dojrzała do zasypiania samodzielnie, bez tulenia, lulania itp. Pomimo to, przed odłożeniem do łóżeczka daję jej pierś i wtedy lulam, nucę melodie, kołysanki, piosenki. Wiem, że moje lulania i podśpiewki dobrze wpływają na rozwój wielu obszarów w mózgu Hani. Będę dalej tak robiła, aż sama da znać, że ma dosyć mojego zawodzenia...
Kolejne zmiany dotyczą wyżywienia Córy. Około dwie godziny przed spaniem Hania dostaje kolację. Aby zbytnio nie obciążać żołądka na noc, staram się dawać jej lekkostrawne rzeczy. Najczęściej dostaje kleik lub kaszkę na mleku roślinnym. Podaję jej do tego czasem jakieś owoce i doprawiam cynamonem lub słodką kaszką Bobovita (kaszki kupuję bezmleczne, np. 7 zbóż). Jeśli sami z moim M jemy późny obiad Hanka dostaje coś od nas - jakieś mięsko, warzywko lub ryż, kaszę... kanapki z szynką. Ostatnio więcej je samodzielnie. Właściwie tylko śniadania (kleik) podajemy łyżeczką. Na obiad dostaje zupę lub danie z mięsem. Zup już nie miksujemy - ryż, kaszę, ziemniaki lub makaron je bez problemu. Gryzie i połyka. Mięso (głównie indyk z uboju gospodarskiego) dostaje do łapki. Ssie i mymła sobie dziąsełkami. To, czego nie może rozdrobnić wypluwa na brodę. Czasem bierze do łapki i wywala na podłogę. Cóż, takie uroki BLW ;) .
Zastanawiam się czy jedzenia łyżeczką, samodzielnego, trzeba dziecko jakoś specjalnie uczyć, czy sama to załapie. Tylko jak zauważyć, że to już ten moment?
Podczas dzisiejszego śniadania świątecznego Hania cały czas siedziała w swoim krzesełku. Dostała mięsko z barszczu, chlebek, kabanosa, odrobinę galarety z drobiem i zielonym groszkiem, babeczkę z makiem i żółtko z jajka. Świętowała "jak stara". Nawet przez chwilkę nie jęknęła. Przyglądała się całej rodzinie zgromadzonej wokół stołu, śmiała się, jadła.
Odkryliśmy, że Hania lubi rzodkiewkę. Dostała na próbę wczoraj - chrupała ją jak jabłko, w całości, ze skórką. Zjadła 1,5 sztuki ;)
Ze wszystkich tych ciast pozwoliłam jej zjeść tylko babeczkę z makiem, upieczoną przez ciocię Agniesię. Córa pożarła całą, bez lukru.
Doskonałe serniki Mamuni. Drugi kawałek, tego z brzoskwiniami, pokonał mnie. Nie udało mi się wepchnąć więcej jak parę kęsów.
Jak co roku, moja siostra była "odpowiedzialna" za mazurka. Tym razem wyczarowała nam tę pisankę!
Po drzemce, która trwała dzisiaj prawie 3 godziny, Hania szalała do wieczora. Coraz lepiej radzi sobie w pionie. Zdarza się, że schylając się podnosi z podłogi jakieś zabawki, próbuje wspinać się po meblach, z łatwością włazi na schody, na samą górę.
Kolejną zmianą jest coraz lepsza komunikacja z Hanią. Można już dowiedzieć się czego chce - wskazuje paluszkiem w kierunku soczku w szklance, pokazuje drzwi na schody, kiedy chce iść do babci. Nie tylko mową ciała się komunikuje - zaczęła więcej mówić. Udaje nam się czasem w porę rozszyfrować jej gadkę i np. złapać co nieco w nocnik! Dziś mieliśmy pełny sukces - Po-Pa złapana.
ojej jak Hania pięknie już stoi bez trzymania! Pięknie się rozwija:)
OdpowiedzUsuńMojemu też daję łyżeczkę,żeby sam próbowal jesć,czasem coś wychodzi, ale większość ląduje na blacie:D Nie wiedziałam,że są płatki jaglane, my używamy kaszy jaglanej, ale wkurza mnie,że tak dlugo trzeba gotowac.
A co do cynamonu, to mnie na studiach uczyli,że jest niezdrowy dla wątroby, żeby raczej starać się unikać, szczególnie ten używany powszechnie, bo jest gorszą odmianą, bardziej obciążającą wątrobę (jest jeszcze jakiś lepszy-droższy i trudnodostępny). Ja na wszelki wypadek Filipowi nie daję, choć wiadomo,że prędzej czy później i tak będzie jadł;)
tu przykładowy artykuł na ten temat http://www.biolog.pl/article4427.html
OdpowiedzUsuńHania już chodzi. A cynamon od czasu do czasu nie szkodzi. ;)
OdpowiedzUsuńJak zauważyć, że to ten moment- Kuba sam je widelcem dania, które może sobie nabić. Od kiedy? Od kiedy zaczął wyrywać mi go z ręki i zaczął próbować nabijać sobie samemu na przykład makaron. ;)
OdpowiedzUsuńo Hania chodzi, super:) Mój jeszcze sam nie chodzi:)
OdpowiedzUsuńA co do cynamonu to mimo wszystko polecam poczytać, choćby tutaj http://www.biolog.pl/article4427.html
próbowałam wstawić Ci link do artykułu o tym cynamonie i nie mogę;/ nie wiem czemu, może masz zablokowaną opcję wstawiania linków? Mimo wszystko polecam poczytać na ten temat.
OdpowiedzUsuń