Dziś w
nocy znowu wyjeżdżam. Lubię to, a właściwie polubiłam ostatnio, od kiedy jeździ
ze mną M. Wcześniej, te dni kiedy byłam poza miastem ciągnęły się w nieskończoność,
lecz jakież miłe były powroty! I przywitania... A teraz. Codziennie witamy się
i żegnamy, póki co, tak zostanie. On codziennie mówi, że tęsknił, że bardzo i że
nie mógł się doczekać chwili gdy znów mnie zobaczy. To miłe. Też tak czuję. M
jest dla mnie teraz niczym narkotyk, nie chcę bez niego żyć. Z nim jest mi
lepiej, jestem weselsza i śmielsza, powoli zaczynam wierzyć, w siebie, jaką
mnie widzi M. „Jesteś piękna” słyszę i śmieję się z niedowierzaniem. Dla niego
jestem, a co mnie obchodzi reszta?! Nic, a nic. „Jesteś taka mądra” i tu nie
sposób się z M nie zgodzić.. Każda z nas lubi komplementy. Rzadko do tej pory
je słyszałam pod swoim adresem.
Mam kompleksy, pewnie! I to jakie! Dzięki niemu troszkę zepchnęłam je w
głowie do głębszej przegródki, niech sobie tam leżą, może z czasem o nich
zapomnę, jak o siatce leków, którą „odkryłam” w komódce, w sypialni, wczoraj.
Mieszkam tu już ponad pól roku, siatkę schowałam pewnie jakoś podobnie, z pół
roku temu. Zapomniałam o istnieniu tych wszystkich pigułek. Przydały się już
dzisiaj, kiedy zerwałam się z samego rana o 10:12 z przeraźliwym, migrenowym bólem
głowy, który mimo zażytych dwóch tabletek od Goździkowej utrzymuje się do tej
chwili, gdy sporządzam ten wpis... Przede mną i moją migreną ponad 14 godzin
jazdy do Frankfurtu. Muszę naładować wszystkie sprzęty elektroniczne, które
zwykle towarzyszą mi w moich podróżach – laptopa, komórkę, aparat, mp3. Żebym
tylko niczego nie zapomniała...
Mój dom kilka tygodni temu... |
Ania! Ten fragment o widzeniu siebie oczami M. jest rewelacyjny! Też tak mam :) AR
OdpowiedzUsuń